tne zadziwiło go, lubo nie odebrało mu jeszcze w zupełności zaufania we własne siły i w możność ich zużytkowania. Zdrowa logika, nieobałamucona sztucznemi rozumowaniami, mówiła mu, że trafił na jakieś wyjątkowe usposobienia swoich pseudo-przyjaciół, bo nie pojmował bynajmniej, o co im właściwie chodziło. Pomimo to powrócił do domu nierad z siebie i drugich, jak zwykle bywa, gdy komuś coś się nie uda.
Miał on jednak pewną dozę wytrwałości w charakterze i ta budziła się w nim pod naciskiem potrzeby. Uzbroił się przeciw obojętności, a więcej jeszcze przeciw buntom własnej natury, bo nienawykły do występywania w roli zarobkującego, z trudnością nagiąć się do niej potrafił i rozpoczął znaną dobrze przez autorów wędrówkę z rękopisem po redakcyach.
Słowa więzły mu w gardle, głos odmawiał posłuszeństwa, gdy przychodziło
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/325
Ta strona została skorygowana.
319