Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/341

Ta strona została skorygowana.
335

czarnych, burzliwych chmur, i rozsadzały mu czaszkę. Czuł ze dotknęła go niesprawiedliwość, z którą nie spotykał się dotąd, czuł że świat ten jest zły, nikczemny, zupełnie inny niż to sobie wyobrażał i że jemu wśród tego świata będzie źle bardzo.
Zostawał tak długo, zapominając o czasie. Nikt mu nie przeszkodził, nikt nie przerwał samotności; dochodził go tylko gwar uliczny. Zrazu Wacław nie zważał na niego, powoli jednak myśl rozkołysana jak fala zaczęła się uspokajać, zapadać w znękanie i coraz być wrażliwszą na zewnętrzne wpływy.


Był to wieczór letni, słoneczny, błękitny, jeden z tych wieczorów, w których całe miasto wylega na przechadzki po dziennych zatrudnieniach i opuszcza ciasne, gorące mieszkania, na kształt pszczół opuszczających ule. Okno Wacława wy-