rozmowę. Zapytała czy nadługo kochana Dosia przyjechała do Warszawy.
— Nadługo? — zaśmiała się stara panna — alboż ja mam czas na to? Wpadłam tylko z jedną z wychowanek, cierpiącą na oczy, poradzić się dobrego okulisty, i przy tej sposobności wybrać książki na nagrody, a ponieważ słyszałam o małżeństwie Wacława, przyszłam dowiedzieć się czy to prawda.
Słowa te nie były zbyt grzeczne dla pani Julskiej; widocznie w tej wizycie najmniej o nią chodziło. Musiało ją to zranić dotkliwie, bo westchnęła cicho i rzekła z łagodnym uśmiechem, kładąc dłoń na jej ręku:
— Nie potrzebujesz mi tego przypominać, Dosiu, wiem, że nigdy nie umiałam zyskać sobie twego serca. I teraz jednak, choć odwiedziny twoje położę tylko na karb Wacława, nie możesz mi przeszkodzić z nich korzystać.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/77
Ta strona została skorygowana.
71