— Panie! — zawołała oburzona tonem, jakiego dotąd nikt w życiu względem niej nie przyjął.
Ale on zdawał się nawet nie rozumieć powodu jej wykrzyku.
— No, no — mówił dalej — wszystko to publiczności podobać się może. Zna się ona na artyzmie, jak kura na pieprzu; u kobiety twarzyczka i suknia, to grunt.
Chciał ją poklepać po ramieniu, ale ona cofnęła się oburzona. Dyrektor popatrzył na nią przez chwilę uważniej, w sposób, który jej się wcale nie podobał.
— Hm! — wyrzekł — jeśli będziesz miała rozum, to po trzech reprezentacyach powinnaś mieć partyę pomiędzy publicznością. Ujmij sobie tylko którego recenzenta.
Teraz zupełnie nie rozumiała tego co on mówił. Co to znaczyło mieć rozum, jakim sposobem bez nauki mogła wystąpić i zrobić sobie partyę, lub ująć recenzenta?
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/119
Ta strona została skorygowana.
109