Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/151

Ta strona została skorygowana.
141

Nie widziała potrzeby robić tajemnicy ze swoich nadziei i zamiarów. Tak doszli do hotelu. Była to godzina obiadowa.
— Czy nie wejdziesz pani do sali jadalnej na obiad? — zapytał.
Wymowne jej oczy wyraziły nagły przestrach. Do sali wchodziło wielu mężczyzn.
— Można mieć osobny gabinet — zauważył pan Leon.
— Za nic w świecie! — zawołała. — Jeść mi się nie chce. A zresztą będę obiadowała u siebie.
Skłonił się, jak przystało dobrze wychowanemu człowiekowi, na tak jasno wypowiedzianą wolę, przecież na ustach jego zaigrał uśmiech, który wcale nie podobał się Reginie.
Ale nie podobało jej się tyle rzeczy, była w warunkach tak obcych i tak wstrętnych sobie, iż nie zastanowiła się nad tem i sama sobie nie pozwalała myśleć o