— Miej litość nad sobą! — mówiła dalej pani Julska.
Wczasie tej rozmowy powstała ze swego miejsca, zbliżyła się do syna, który rzucił się jak dawniej na nizki taboret, i objęła miękkiemi dłońmi jego czoło gorące, jakby wygładzić i ochłodzić je chciała macierzyńską pieszczotą.
Był w jednej z tych chwil, w których mniej hartowne natury potrzebują koniecznie współczucia; przycisnął twarz do tej ręki z uczuciem, z jakiem tonący chwyta dłoń zbawczą, ku niemu wyciągniętą. Życie wydawało mu się zbyt ciężkie, zbyt trudne, zbyt męczące. Czuł się wyczerpany.
Ruch którym garnął się do niej był wymowniejszym od słów. Pani Julska go zrozumiała i dlatego powtórzyła głosem cichym:
— Miej litość nad samym sobą, nie marnuj dni młodości, nie psuj uporem daremnym życia, które ci przygotowałam.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/212
Ta strona została skorygowana.
202