Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/248

Ta strona została skorygowana.
238

— Och! — wyrzekł — ja czy kto inny, dam ci dobrą radę. Nie trzeba nigdy ludziom wierzyć na słowo.
Uśmiechnęła się. Sama nie rozumiejąc podejścia, sądziła innych według siebie.
I znowu wzięła pióro do ręki. W chwili jednak gdy miała podpisać, zatrzymała się nagle.
— Jak ja śię mam podpisać? — spytała z widoczną niepewnością.
— Jak? Tak naturalnie, jak się nazywasz. Widzisz, nie żądam żadnego dowodu, wierzę ci zupełnie.
— Ale pan tego nikomu nie powiesz — wyrzekła, zwracając się ku niemu z ufnością i niepokojem.
Machnał ręką w charakterystyczny, pełen lekceważenia sposób.
— Ma się rozumieć nikomu. Będzie to tajemnica.
Podpisała się prawdziwem swem nazwiskiem.