powodzenia. Była to jedna z tych czarnych chwil życia, w których obłęd rozpaczy pokazuje wszystko w barwach żałoby, na każdą nadzieję zarzuca mroczną zasłonę zniechęcenia. Ogarniało go uczucie samotności wielkiej, bezmiernej; ci wszyscy których kochał opuścili go nazawsze, lub też byli daleko. A przytem to, co miało mu być bodźcem i podnietą do walki, dziś, kiedy czuł się do walki niezdolny, zdwajało tylko mękę obecnej chwili. Nadzieja jego życia, tak blizka niegdyś urzeczywistnienia, teraz z każdą chwilą oddalała się bardziej i wydawała mu się jak gwiazda niedościgła, błyszcząca gdzieś na horyzoncie, podobna raczej do wspomnienia.
Miłość nawet sama była mu męką. Więc nigdy nie miał posiąść tego, co posiadał każdy, najmniej nawet obdarzony człowiek: rodziny, ogniska, cichego schronienia, gdzieby mógł spokojnie złożyć głowę skołataną, spocząć po walce dnia całego i odzyskać
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/317
Ta strona została skorygowana.
307