Pójdziemy razem, co? powtórzy Józio, nie odbierając odpowiedzi na swoją propozycyę.
— Dziękuję — odparł z lodowatą grzecznością Wacław.
— W którą pan stronę? — ciągnał dalej nierozumiejący zupełnie tego odcienia Józio. — Jak pan chce, ja idę na Krakowskie przedmieście.
Wacław nie raczył mu odpowiedzieć, tylko odwrócił się, poszedł wprost w przeciwnym kierunku i odetchnął z głębi piersi, kiedy stracił go z oczu.
Tak doszedł powoli do Saskiego ogrodu, którędy wypadała mu droga do domu, próbując zdać sobie sprawę z wrażeń dnia tego. Narazie było mu to trudno; czuł tylko ogarniający go niesmak do całego swego otoczenia. Niesmak ten dochodził do najwyższego wstrętu, tak iż zrozumiał w tej chwili ludzi, co rzucają się w nurty rzeki, lub kulą rozstrzaskują so-
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/33
Ta strona została skorygowana.
23