ci, które kochały się poetycznie i pływały w niezmąconych niczem eterycznych błękitach.
— Więc widzimy się znowu — szepnęła Regina, powtarzając bezwiednie słowa Elżbiety z Szyllerowskiego Don Karlosa.
Głos jej był miękki, drgała w nim słodycz niepokonanego wzruszenia.
— Tak, widzimy się znowu — pochwycił z namiętnym odcieniem, którego snadź nie wystudziło w nim życie, a który odezwał się nagle, niby echo przeszłości dalekiej.
I znowu była cisza.
— Ty — zawołał znowu Wacław po długiej chwili — jesteś taką jak dawniej, piękną zawsze, piękniejszą może jeszcze.
Miał słuszność. Niegdyś była to dziecinna piękność wiosny, piękność puszysta, pełna dziewiczej nieświadomości, podobna do martwej gliny, z której świat-rzeźbiarz wydobył istotę ludzką, urobił rysy, wyraz,
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/335
Ta strona została skorygowana.
325