czyła je z odgłosem dzwonka; ale codzień praca ta wydawała jej się bardziej nużącą i wstrętną. Widocznie albo nie posiadała pedagogicznego zmysłu Teodozyi, albo nie umiała nagiąć się do otaczających ją warunków, albo wreszcie warunki te były niemożliwe dla jej młodej, burzliwej natury.
Powoli skromny domek Teodozyi, ogród stanowiący jej chlubę, i owe klasy, po których rozlegał się peryodyczny dźwięk dzwonka, i jadalna sala, w której rzędem zastawiano stoły nie wykwintnemi ale smacznemi potrawami, i ów cały regulamin rządzący pensyonatem — wszystko to stało jej się nieznośnem, że kiedy rano otwierała oczy, przemykała je znów instyktownie, ażeby nie widzieć żelaznego łóżka, na którem spoczywała, perkalowych firanek u okna i jesioniowej komody naprzeciwko. Zdawało jej się, że ten dom cały pełen był jej trosk, niepokojów i zwątpień,
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/54
Ta strona została skorygowana.
44