Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/107

Ta strona została przepisana.

szopach. W tym celu wyjmują z dachu dwie lub trzy tarcice, nie gątami bowiem, lecz tarcicami szopy, a po części nawet domy mieszkalne są kryte, a tarcice nie gwoźdźmi, lecz kołkami poprzybijane do łat i krokwi. Tym otworem wrzucają siano na szopę; po ukończeniu roboty tarcice wyjęte znowu się przybijają.
Właściwa góralom ruchliwość i wesołość uwydatnia się także przy sianożęci, mianowicie gdy pogoda pracę ułatwia i ochotę podnieca. Polana jest jakby mrowisko; nie ma tam tego leniwego łażenia, téj ospałości i ociężałéj nieruchawości, jaką odznacza się przy robocie lud równinowy; u górali, mianowicie u Podhalan, zbiorki odbywają się w lot, w skok. Zmusza ich poniekąd do tego pośpiechu niestałość i zmienność pogody, a opieszałém ociąganiem się i mitrężeniem naraziliby się bardzo łatwo na utratę i tak nader skąpych plonów. Więc gdy potrzeba tego wymaga, uwijają się na łąkach i roli do późnéj nocy przy świetle księżyca lub latarniach. Widziałem téż, jak uczciwy sąsiad nocą pobiegł na pole powinowatéj wdowy, wiązać owies, aby go deszcz nie zmoczył. Co do panującéj przy robocie wesołości wspomnieć należy, iż byli i są ludzie, którzy ponurym napojeni ascetyzmem średniowiecznym zabraniają ludowi przy pracy wesołych śpiewek i w wiecznie milczących chcą go zamienić trapistów. Wprawdzie nie wszystkie piosnki Podhalan są nienaganne. Zabranianie takich nic więc nie wadzi; ale czy na poskromienie téjto swawoli nie ma innego sposobu, jak przytłumienie wrodzonéj temu ludowi wesołości umysłu, będącéj podstawą niejednego pięknego przymiotu w życiu towarzyskiém,