Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/105

Ta strona została uwierzytelniona.

kojne. Zaczęło się to dopiero zmieniać cokolwiek, gdyśmy opuścili Almeryę i opłynąwszy przylądek, dostaliśmy się na otwarte morze. Wionął dość umiarkowany wietrzyk południowo-zachodni, ale kłęby czarnych chmur leżały za przylądkiem, wzdłuż wybrzeża. Uderzyło nas i to, że najbliższa z tych ciemnych, głęboko sięgających chmur spuściła długi swój dziób w morze, w tem miejscu straszliwie wzburzone, tak, że w blasku słońca podobne było do błyszczącego i potrzaskanego pola lodowego. Według naszych obliczeń, przepłynęliśmy może dwie mile morskie wzdłuż tego spienionego pola, którego szerokość wynosiła może ½ mili morskiej, a głębokość nie dała się określić. Co najdziwniejsza, że ów dziób, u góry szeroko zrośnięty z chmurą, potem raptownie się zwężał i nie stykał się zupełnie ze wzburzoną powierzchnią morza, przeciwnie, oddzielony był od niej doskonale widoczną przerwą. Spienione fale nie podnosiły się też wyraźnie w tem miejscu, tylko cały ten kawał morza, wysoki jak dom, sterczał ponad resztą powierzchni. Nadto dziób ten niewątpliwie wykonywał ruch kołowy ponad morzem i co 10 lub 20 minut powracał do tego samego punktu.
Niestety, nie mogliśmy się oddawać dłużej obserwowaniu tego interesującego zjawiska, które się nazywa trąbą morską; posuwało się ono bowiem dosyć szybko ku wschodowi, wzdłuż samego wybrzeża; nas zaś odciągało w przeciwnym kierunku inne, równie oryginalne zjawisko. Okręt nagle zaczął się kołysać, ale tak gwałtownie, że z wielkim wysiłkiem mogliśmy zaledwie utrzymać się na nogach. Widocznie płynęliśmy śladami trąby morskiej. Kapitanowi wydało się kołysanie wprawdzie bardzo niebezpiecznem, zwłaszcza ze względu na budowę statku; nie zmienił jednak kierunku w nadziei, że wkrótce wydostaniemy się na spokojne morze. Wtem usłyszałem głuche, krótkie uderzenia, które przy każdem