krzykiem, nie namyślając się długo, strzelił do owe postaci, znajdującej się już tuż przy naszych koniach i także krzyczącej na całe gardło. Szczęściem, nie trafił. Jak się wkrótce okazało, nie był to żaden zbójca, tylko Ormianin, który przed zbójcami uciekał i u nas szukał opieki. I to się też wyjaśniło, że owi zbójcy istnieli tylko w wyobraźni Ormianina. Nieostrożność jego mogła go przyprawić o śmierć i to z własnej tylko winy — jest to bowiem zwyczajem, ogólnie na Kaukazie przyjętym, ażeby do napotykanych podróżnych nie zbliżać się nigdy inaczej, jak tylko w wolnem tempie.
Wkrótce po tem zdarzeniu byliśmy świadkami niezwykle pięknego zjawiska natury. Nagle na widnokręgu tego kolosalnego stepu zajaśniało wielkie, wspaniałe, różnobarwne światło; od meteoru różniło się tem, że nieruchomo pozostawało na jednym punkcie nieba. Łamaliśmy sobie głowy nad przyczyną tego zjawiska. Wkrótce zbladło i zmalało do rozmiarów zwyczajnej gwiazdy. Była to Wenus wschodząca: chmury stepowe i ciemności, zalegające ziemię w stronach południowych, nawet przed samym wschodem słońca, sprawiły, że nam się wydała tak wielką i świetną.
Zanocowaliśmy w kolonii szwabskiej, zwanej Annenfeld, położonej na stromym stoku góry, która prowadzi do kopalni Kedabeg. Takich kolonij niemieckich jest na Kaukazie bardzo wiele; właściwie i Tyflis jest niczem innem. Początek swój zawdzięczają pobożnym lutrom szwabskim, którzy na początku XIX wieku całemi gromadami przez Austryę i Rosyę ciągnęli na wschód do owej ziemi obiecanej, gdzie się spodziewali wszelkich rozkoszy ziemskich i niebieskich. Rząd rosyjski bardzo chętnem okiem patrzył wówczas na dobrych rolników niemieckich, osiedlających się na Kaukazie. Namówił więc Szwabów, aby wysłali komisyę na zwiady do Jerozolimy, czy rzeczywiście znajdą tam grunty
Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/122
Ta strona została uwierzytelniona.