Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

szczyty gór Kaukazkich, a u stóp ich lśniło się morze, jak wielka tafla lustrzana. Przenocowawszy w małej rosyjskiej kwaterze wojskowej, puściliśmy się w drogę nazajutrz o wschodzie słońca i zbliżyliśmy się wkrótce do właściwego łańcucha gór. Bez wielkiego utrudzenia dotarliśmy do miejscowości zwanej Eibelda, która jest dopiero wstępem do właściwej fortecy. Do tej ostatniej prowadzi tylko jedno wejście, szeroka dosyć szczelina górska, w głębi której szumi i bałwani się potok. Na brzegu tej szczeliny wznosiła się po jednej stronie ogromna, może na 1,000 stóp wysoka ściana, niemal prostopadła i długa przeszło na wiorstę. Może w połowie jej wysokości utworzył się poziomo biegnący występ tak szeroki, że od biedy można było konno po nim przejechać. To była jedyna droga do Eibeldy — musieliśmy ją tedy przebyć. Oficer jechał przodem, poradziwszy nam poprzednio, ażebyśmy nie patrzyli w przepaść, tylko prosto na łeb konia i posunęli go zupełnie swobodnie. W milczeniu przejechaliśmy szczęśliwie może pół drogi. Tu już pokazywało się nieco roślinności i ta zakrywała nam straszną przepaść. Wtem spostrzeżono, że koń oficera jadącego przedemną powoli się zniżył i oficer po stronie ściany spokojnie zeskoczył z siodła. Koń się podniósł i szedł dalej obok swojego pana. Bezwiednie prawie poszedłem za przykładem oficera i zsunąłem się z konia. Gdym przebył szczęśliwie to niebezpieczne miejsce, w którem koń oficera, zwiedziony roślinnością, potknął się, obejrzałem się na mego brata. Ku wielkiej mojej radości spostrzegłem, że cała kawalkata poszła za moim przykładem. Tak więc bez szwanku dotarliśmy do końca przesmyku i odpoczęliśmy przy doskonałem śniadaniu, w czarującej grocie z widokiem na głęboką i szeroką dolinę rzeki; ściany i sklepienie groty wyłożone były delikatnym mchem.
Ztąd już nie było żadnej drogi i do dziś dnia