Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/130

Ta strona została uwierzytelniona.

dnie, że przyjemniejszego noclegu nie można sobie wyobrazić. Przygotowano wieczerzę i całą noc krążyły kielichy z doskonałem winem. Książę ani jednego słowa nie mówił i nie rozumiał w innym języku, jak po gruzińsku, cokolwiek powiedział, tłomaczono, nam na rosyjski. A że po niemiecku nie rozumiał żaden z naszych towarzyszów, więc brat mój pozwalał sobie na żarty, za które pewnoby nas zasztyletowano, gdyby były zrozumiane i gdybyśmy ich nie pokrywali gestami i minami, wyrażającemi najgłębsze uszanowanie.
Na drugi dzień obejrzeliśmy pokłady kruszcowe, wprawdzie bardzo bogate, ale zamknięte w miejscowości zupełnie niedostępnej, o czem przekonawszy się, zabraliśmy się do odwrotu. Nad wieczorem byliśmy znowu w rezydencyi książęcej; tam przenocowaliśmy i pożegnawszy księcia i jego rodzinę, przez dolinę kachetyńską i stepy puściliśmy się ku Kedabegowi. Trudne było niezmiernie przejście przez rzekę Kurę. Znaleźliśmy na brzegu jednę jedyną łódkę i to bez wioseł, które zresztą wobec silnego prądu nie na wieleby się zdały. Sposób przeprawiania się, używany przez naszych towarzyszów, był oryginalny i mogę go polecić wszystkim autorom opisującym pierwotne środki komunikacyi. Dwa najlepsze konie wprowadzono do wody tak daleko, że straciły grunt pod nogami. Wtedy dwóch Tatarów, znajdujących się w łódce, chwyciło się za ogony końskie; takim sposobem konie, płynąc, ciągnęły za sobą łódkę i znajdujących się w niej podróżnych. Wysadziwszy na ląd pierwszą partyę, wracała łódka po drugą i tak wciąż, dopóki nie zostali sami Tatarzy. Nareszci i ci, chwyciwszy się ogonów końskich, przepłynęli na drugą stronę.
Na wszystkich naszych wycieczkach w góry mieliśmy sposobność podziwiać zręczność i wytrwałość małych kaukazkich koni. Niezmordowanie i bez szwanku wspinają się z jedźdźcem po najtrudniej-