Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/160

Ta strona została uwierzytelniona.

skie, które z miasta Korfu zrobiły przynajmniej miejscowość zdrową, na szczęście, do dziś dnia są czynne. Do niedawna utrzymywali się krajowcy z niezliczonych drzew oliwnych, pokrywających wyspę; nie zadawali sobie nawet trudu zrywania owoców, czekali aż pospadają i wtedy wybierali te, które były zdrowe. Ale w ostatnich czasach spadła ogromnie cena oliwy z powodu oświetlania naftą i troska o chleb powszedni i tu zaczyna być dotkliwą. Zwrócono się więc ku uprawie wina, nierównie wprawdzie pracowitszej, ale też daleko intratniejszej. Z żalem przychodzi patrzeć, jak w wielu miejscowościach padają pod siekierą stare, a tak malownicze drzewa oliwne, ustępując miejsca korzystniejszym daleko winnicom. Jedyni cudzoziemcy, których można spotkać na wyspie Korfu, są Francuzi, zakupujący całą produkcyę wina. Ogromna ilość czerwonego barwnika, znajdująca się w winie korfijskiem, z pewnością czyni je bardzo użytecznem do fabrykacyi prawdziwego Bordeaux. Dawniej nie wolno było wina ztąd wywozić, bo mieszkańcy w Korfu sami chcieli swoje wino spożywać. Tak to zmieniają się prastare obyczaje w wieku postępu, nie uznającym nic niezmiennego.
W końcu lutego, gdy drzewa, owocowe już zakwitły, udaliśmy się do Neapolu. Spodziewaliśmy się tam piękniejszej pogody i więcej rozrywek.
Ale Apeniny leżały pod śniegiem, nawet Wezuwiusz pokryty był lekkim płaszczem śniegowym, a w Neapolu deszcz lał bez przerwy, gorzej, niż na wyspie Korfu. Zato nie mogliśmy się nacieszyć miłem towarzystwem naszych przyjaciół, pp. Dohrn i całej ich rodziny. Po czterech tygodniach pojechaliśmy do Amalfi, ale dopiero w Sorrento uśmiechnęło się do nas piękne, błękitne niebo włoskie. Tam też zaczęły mi powracać siły i razem z żoną robiliśmy wycieczki do miejscowości najwyżej położonych, jak np. klasztor Deserto. Niepogoda nie