Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/96

Ta strona została uwierzytelniona.

stchnienia. Nareszcie nie dostrzegłem dalszego pochylania się i obezwładniająca obawa śmierci ustąpiła energicznym wysiłkom dla wyratowania się.
Przy blasku księżyca i gwiazd wyraźnie mogliśmy rozpoznać, żeśmy uderzyli o wielką skałę, w jednem miejscu wystającą dosyć wysoko ponad wodę, teraz jeszcze o paręset metrów oddaloną od nas. Łodzie ratunkowe przymocowane z boku można było teraz, acz nie bez trudności, spuścić i według starego angielskiego zwyczaju, zaczęto przedewszystkiem przewozić na ląd dzieci i kobiety. Co prawda, było to wielce niepraktyczne, bo bezradne te istoty, dostawszy się na ląd, nie wiedziały, co począć; jednak zasadę przeprowadzono konsekwentnie do końca.
Gdy nad ranem kolej przyszła na Meyer’a i na mnie, zastaliśmy wszystkie damy prawie bez wyjątku w opłakanem położeniu, zaledwie odziane i bez obuwia. Skała, na której dotąd nigdy może nie postała ludzka noga, była caluteńka najeżona koralowemi szpicami, o które raniły się bose nóżki. Należało przedewszystkiem temu zaradzić. Należałem do szczęśliwców, posiadających buty; miałem także nóż kieszonkowy. Najbliższą łodzią powróciłem na rozbity okręt i wyłowiłem kawał linoleum i drugi kawał jakiegoś cieńszego materyału i z tem otworzyłem na wybrzeżu fabrykę sandałów. Przyjaciel mój, mniej szczęśliwy odemnie, nie posiadał butów; najpierwszy tedy dostał parę sandałów i przejęty wdzięcznością, zabrał się do roboty, aby w jakie takie obuwie zaopatrzyć biedne panie, siedzące bez ruchu na ziemi. Po wielu latach wspominał z przyjemnością spojrzenia pięknych oczu, przejętych wdzięcznością za ten miłosierny uczynek.
Ale cóż teraz? Blizko 500 osób siedziało w pierwszy dzień Zielonych Świątek na gołej, koralowej skale, może hektar przestrzeni mającej, co najmniej o 8 mil morskich oddalonej od zwykłej drogi okrę-