Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 057.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

obfitującą dla tych, co słuchać chcą. Którzy słuchać nie chcą, zbywają ją krótko: nudna.
Prawdą jest, że krtań, ubierająca ją w dźwięki, jest nieuczona. Śpiewacza krtań przyrody, chłopów, zwierząt, drzew, ziemi i powietrza — lubi powtarzać jedne i te same dźwięki, jak wszyscy nieuczeni śpiewacy. Stąd jednostajność tego śpiewania nieco smutna, chociaż nigdy nie tak zabójczo smutna, jak jednostajność piosnki suteryn, zaułków, nor i poddaszy, gdzie głos roztrąca się śród kamieni i cegieł.
Przyroda jest wielką, jest otchłanną, jest macierzą. Ona chce i umie wyssać najzjadliwszy smutek, który odczuwają jej cząstki. Gdzież podzieją go ci, kogo otacza kamień, którym całą ich macierz zasłania kamień! On jest macierzy tej częścią najmniej czułą (choć bynajmniej nie martwą), najbardziej zasępioną; z niego powstają więzienia i miasta.
Więc pieśń, której echo nie tłucze się śród kamieni, już nie jest samym smutkiem, samą szarzyzną, ani samą jednostajnością.
Gdy wahadło życia nędzarza porusza się między murami miejskimi, udziałem jego staje się dziwna samotność, w której — rzekłbyś — iż tylko szmer, wytwarzany ruchami tysięcy innych wahadeł i zgrzyt od ich wzajemnych potrąceń słychać. Przeniesione na wieś, bezwiednie oplątuje się ono nićmi istnień postronnych, drobnych bytów, lubiących kojarzyć się z bytem człowieka, wlecze je za sobą i czasem — dzięki im — w żałosnej bezcelowości swych poruszeń natrafia na jakiś, chociaż nikły, cel.
Zawsze z piersi stworzeń posmutniałych przyroda część troski wykrada — (może — by cień jej rzucić w przeźrocza dusz zbyt szczęśliwych).
Powtarzałem to sobie przed laty kilku w N..., patrząc na pewną istotę, młodą dziewczynę, której życie wydawało mi się ogołoconem ze wszelkich radości.