Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 075.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

gazetę i przeglądał szpalty; telegramy pobieżnie, miejscowe wiadomości z zajęciem, dział handlowy uważnie, poczem szedł do okna i patrzył na ulicę, na szeroki zadrzewiony skwer z niebieską kopułą, wyłaniający się z gąszczu, na ruch powozów i ruch przechodniów na przeciwległym chodniku... Od lat wielu mieszkaniec miasta, poznawał twarze, domyślał się celu wędrówki każdego dostrzeżonego znajomego, widział dokładnie każdą najcieńszą nić w powikłanej codziennej sieci spraw ludzkich — i sam bezpieczny, pewny bytu swego, lubił spoglądać w tą wrzawę pełną gorączki, walki i trosk.
»Kapłan ma dzisiaj termin wekslu w banku: z czego on zapłaci? — rozmyślał — nie zapłaci... Zapłaci... wyciśnie tam i spłaci tu... i tak niemal co dnia... ciężko... jak ryba o lód... Irym dobija targu o las... dobry interes!.. Szmujłowicz dopędza adwokata przeciwnej strony... Na ulicy tego się nie robi... nieostrożny... Lejzerowski już wrócił... ten wypłynie...« Rozmyślał, gładząc swoją białą brodę, a wisząca lampa zaczepiona do sufitu drżała, brzęcząc kloszem, wpuszczonym w szeroki metalowy krąg, gdy koło domu turkotała dorożka, i było to brzmienie, brzęczące od wielu już lat, wtórem pogodnych dumań Abrama Perelmana.
Potem przychodziła żona, otyła i ospała, klapiąc pantoflami, w krótkiej spódnicy i białych pończochach, piła herbatę ze spodka, opowiadała sny, i szła ze ściereczką do salonu, ścierać kurze z błyszczących z fałszywego złota świeczników, z takiejże lampy, z oleodruków w takichże złotych ramach, z lustra, z poręczów foteli obitych zielonym pluszem...
O trzeciej wracała z gimnazyum Sara, głodna, zarumieniona, z podbitemi oczami, wesoła. Jeszcze rozbierając się, prawiła im ze śmiechem, z oburzeniem, albo nawet ze łzami (wszystko odczuwała bardzo żywo) historyę szkolnych godzin, chwaliła się stopniami, pokazywała ćwiczenia, powtarzała jakieś terminy i nazwiska, których