Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 080.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

było dosyć. Wzdychał, marszczył się, zaprowadził, gdzie mógł największą oszczędność, ale ulegał.
Uradzili nawet rzecz szczególną.
Oto w epoce najtęższych mrozów pojechał, wdziawszy swoje kosztowne elki i nadzwyczajne berlacze, do miasteczka, z którego pochodził, gdzie rozpoczął karyerę i pracę, gdzie biegał niegdyś po błocie, łapiąc panów obywateli za poły, jako ubogi, nieznany nikomu »żydek«.
Pojechał w swoich kosztownych elkach, drugą klasą, sam jeden i jakby incognito, z pugilaresem pełnym pieniędzy; na stacyi najął pocztę, w miasteczku zamieszkał w zajeździe, przemieszkał tam dni kilka.
Rabina i kilku dawniejszych znajomych rozpytał o najuboższych, potem tych najuboższych przywołał, otwierał pugilares, pożyczał, dawał, ratował i wspomagał...
Dowiedział się przy tej sposobności kilku rzeczy, które go uderzyły. Wielu z rówieśników jego już pomarło, wielu dźwigało brzemię ciężkich chorób, wielu wpadło w ostateczną nędzę. Ze wszystkich mieszkańców miasteczka on jeden wydobył się na wierzch, wszystkim było źle.
Stare żydówki, które pamiętał młodemi, po dawnemu siedziały na progu wąskich szuflad sklepowych i grzały fijoletowe z zimna ręce nad garnczkiem z węglami, faktorzy, faktorujący na mrozie za pół rubla zarobku, po dawnemu biegali po miasteczku; nędzni stolarze zostali nędznymi stolarzami, stary kamieniarz, goły za jego czasów, przekazał gołemu synowi twardy chleb. Co roku rodziły się dzieci, bez liczby, bez końca... Pugilares wyczerpał się i jeszcze było mało.
Gdy w powrocie końmi pocztowymi zajechał pod stacyę, a żydzi z miasteczka z szacunkiem wyjmowali mu tłómoki, gdy następnie stał w nędznej izbie stacyjnej, koło palącego się pieca,