Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 083.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie dam pieniędzy i zostaniesz — pochmurnie powtórzył dziad.
— Nie mogę zostać — powiedziała bez gniewu a prędzej smutnie — pojadę o własnych siłach...
Zapadło milczenie.
Tylko lampa dygotała i brzęczał klosz, gdy przejeżdżała koło domu doróżka (zima była bezśnieżna), tylko syczał samowar, tylko szemrały zegary...
Feiga wzdychała, jak zwykle, bez żadnej myśli, Sara zagłębiła się w czytanie, Abram zwiesił głowę i lekko, powoli, ostrożnie bębnił grubymi palcami po stole...
— Co tobie jest, Saro? — odezwał się znowu głosem niepewnym — gniewasz się na mnie? Uczyniłem ci co złego?
Wnuczka przerwała czytanie, poruszyły się jej jakoś dziwnie wargi, ale nie powiedziała nic.
— Chciałaś, żebym oddawał pieniądze — mówił Abram — oddawałem. Połowa dochodów moich poszła między biednych... chcesz, żebym dawał więcej — oddam więcej... Nie pożałuję... Mów, czego potrzeba... Tylko bądź inną... Mam jeszcze dużo pieniędzy...
Pytał i błagał ją bezgranicznie miłującem wejrzeniem swoich starych oczu.
— To nie to — krótko odparła Sara — to nie pomoże.
I nie dodała nic więcej. Znowu zaległa cisza. Tylko zegary szemrały i ospała Feiga wzdychała, jak zwykle, bez myśli.
Abram nie próbował już mówić, powoli, lekko, ostrożnie bębnił grubymi palcami po stole. Potem, kiwnąwszy głową żonie, udał się do siebie, zgarbiony, znużony i smutny...
Sara czytała do późna w pokoju jadalnym. Gdy niemy spokój snu napełnił mieszkanie, odsunęła książkę i podeszła ku oknu.
Nad skwerem ciemne mroźne niebiosa paliły roje gwiazd. Nieodgadnione tajemnice zdawały się dumać na dalekiem sklepieniu, nieskończoność rozpostarła nad miastem swoje wiekuiste skrzydła.