Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 171.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A gdzie ta dziesiątka, którą ja dziś od puryca dostałem?
Pytanie to sprawia na Chaicie przykre bardzo wrażenie.
— Gdzie ta dziesiątka! — woła — ja ją za okno wyrzuciłam. Ty ją wyżebrał! a czy ja tobie nie mówiłam, żebyś ty nie żebrał! Jak ty mnie jeszcze raz nie posłuchasz, to ja ciebie rózgą wybiję!
Chaimek ani wyrzutów, ani pogróżek babki już nie słyszy. Śpi znowu z obwarzankiem przy ustach, i z ramieniem, ubranem w brudny, gruby rękaw, zarzuconem nad głową. Ciemne rzęsy rzucają mu na różowe policzki długie cienie, a drobne usta uśmiechają się łagodnie. Stara babka gniewa się jeszcze chwilę, lecz potem wydobywa z kieszeni wyżebraną przez wnuka dziesiątkę i ogląda ją na wszystkie strony, jakby sama przekonać się chciała, że nie uczyniła wielkiej niedorzeczności wyrzucenia jej za okno. Wzdycha przytem ciężko, głową smutnie wstrząsa, lecz nakoniec, wsuwając się pod pierzynę, wymawia:
— Nu! cóż robić! — i dodaje: — Bieda!
Niekiedy babka i wnuk bawią się we dwoje bardzo wesoło. Zdarza się to wtedy najczęściej, kiedy Chaita dość późnym wieczorem wraca do mieszkania swego, niosąc na plecach kosz, pełen kupionych i podjętych ze śmietnisk łachmanów. Mieszkanie Chaity znajduje się w najgłębszym środku labiryntu tego, który składają uliczki i domki żydowskiej dzielnicy miasta Ongrodu. Składa się ono z izdebki tak nizkiej, że zczerniałych belek sufitu Chaita z łatwością ręką dosięgnąć może, a tak ciasnej, że gliniany piec większą połowę jej zajmuje. Pod jedynem okienkiem izdebki tej, złożonem z malutkich szybek, niema żadnej prawie ulicy; domek bowiem stoi wśród wielkiego nagromadzenia podwórek. Jest ich tam dokoła takie mnóstwo, że nieobeznanemu z miejscowością trudnoby się wśród nich zoryentować. Rozdzielone malutkimi domkami i płotami przegniłymi, chylącymi się ku ziemi, plączą się one ze sobą i najróżniejsze posiadają kształty: wąziuchne są a długie i kręte,