Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 174.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

miedzianą lub srebrną monetę, stara babka wyrywa mu pieniądz z ręki, ciska go o ziemię, i w gniew wielki wpada.
— Ty znów żebrał — woła, zrywając się z ziemi i rozpostarte ramiona wyciągając groźnie ku dziecku, które cofa się ku swej pierzynce. — A co ja tobie mówiła? czy ja tobie nie mówiła, że żebrać to wstyd i grzech; ja ciebie za to rózgą wybiję.
Gdy tak woła, wyraz oczu jej tak jest rozsrożony, głowa i ręce tak się trzęsą, że chociaż sceny podobne powtarzają się często, Chaimek za każdym razem czuje się mocno strwożonym i chowa się pod pierzynkę swą caluteńki, z głową. Tylko malutkie nóżki jego w ponsowych bucikach wyglądają z pod pierzynki, a z innej strony, przez małe uchylenie jej, wygląda jeszcze czarne oko, na-pół filuternie na babkę spoglądające. Chaita staje nad parą ponsowych bucików, i miewa do nich długą jeszcze przemowę o wstydzie i grzechu żebraniny. Przy końcu woła gniewnie:
— Zdejm buciki! czy ja je dla ciebie tu przyniosłam?
Bobe! — odzywa się z pod pierzynki jękliwy głosik.
— Zdejm zaraz buciki, nu!
Bobe, pozwól mi w nich tę jedną noc przespać!
Głosik przybrał tym razem tak przejmująco błagalne tony, że Chaita czyni pobłażliwy gest ręką i odchodzi ku swemu łóżku. Stamtąd zwraca się raz jeszcze, i spostrzegłszy głowę dziecka, która, zjeżona kasztanowatemi kędziorkami, wygląda już z pod pierzynki, uśmiecha się ku niej i szepce:
Fiszele! (rybko).
Nazajutrz, gdy Chaimek otwiera ze snu oczy, za okienkiem, na wąskiem podwórku, dnieje, błękitnawy brzask poranku napełnia izdebkę, a na mglistem tle tem wydatniej odbija się przygarbiona postać Chaity, w szafirowy kaftan bez rękawów przyodzianej, i z twarzą, zwróconą ku oknu, modlącej się żarliwie. Z szybkimi, krótkimi pokłonami, półgłosem wymawia ona: