Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 181.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

doganiali, bronił się rękoma i nogami. W ten sposób przebiegł kilka wązkich zaułków, kilkanaście różnokształtnych dziedzińczyków i wpadł do mieszkania babki.
W chwili tej właśnie słońce zachodziło. Ukośny promień jego padał na drobne szybki i spróchniałe ramy okienka. O! błogosławionem bądź słońce, które ozłacasz niekiedy czarne ściany takich nizkich izdebek, szkarłatnemi smugami opasujesz takie niezgrabne, gliniane, piece, i ciepły pocałunek składasz na czole zmarszczonem takiej przygarbionej, zmęczonej, starej, łachmaniarki!
W różowym płomieniu zachodzącego słońca, z kwiatami w wysoko podniesionej ręce, stanął zdyszany Chaimek przed babką, która, na stołku siedząc, drżącemi rękoma przebierała podarte łachmany. Śnieżne lilie, stulistne róże, błękitne jak niebo niezapominajki, wysokie trawy ze srebrnemi brzegami rozbłysły w słońcu, niby spadły z nieba odłam tęczy; woń ich upajająca, napełniła izdebkę od czarnego sufitu do glinianej podłogi. Chaita klasnęła w ręce, oczy i usta szeroko ze zdziwienia otwierając.
Chaimkie! — zawołała — aj! aj Chaimkie — a zkąd ty wziął te piękności? gdzie ty znalazł takie brylanty? Daj ty mi ich tu, ja im przypatrzę się! Aj! jak one pachną!
Uczucie niewymownej błogości rozlewało się na twarzy Chaity, gdy, wziąwszy piękne kwiaty z rąk wnuka, przyglądała się im z daleka i z blizka, przymrużała oczy, nos, uzbrojony w wielkie okulary, kryła całkiem prawie w kielichu lilii, a szerokie trawy o srebrnych brzegach gładziła dłonią, jakby to były dzieci ukochane, wciąż wołając.
— Aj! aj! jakie to piękne! a jak to pachnie! a jak to błyszczy!...
I trudno-by rozpoznać, które z dwojga tych istot, dziecię czy babka, cieszyło się namiętniej temi arcydziełami natury, co zajaśniały nagle w ciemnem i dusznem ich miejskiem więzieniu, tym błyskiem