Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 194.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Chaima znowu igła jakaś ukłuła.
— Aj, aj, co ty dziś gadasz, Małke! Jak zaraz nie skończę, to aptekarzowa spać pójdzie.
— To niech sobie idzie.
— A kto mnie zapłaci, jak ona spać pójdzie? Aj, Małke, ty zupełnie źle dziś gadasz. Skąd my jutro weźmiemy drzewa, kartofli, chleba, jeśli ona spać pójdzie i nie zapłaci mnie? A jak dziś nie zapłaci, to może i jutro nie zechce, jak tamta z Juwolskiej ulicy, co to kazała Bóg wie ile czekać za to, że niby jakiś głupi tydzień robota przeleżała u mnie.
Smutny, monotonny ton tej przemowy wywarł na Małkę pewne wrażenie. Otarła mokre, czerwone swe ręce, bujne kędziory nawisłych włosów wsunęła pod rozluźnioną chustkę i ciężko wzdychając, zbliżyła się do pieca.
W tej małej, suterynowej izbie o dwóch oknach i nizkim, pełnym pajęczyn suficie, piec zajmował poczesne miejsce i majestatycznie wysuwał się na środek. Między jego tylną ścianą a ścianą mieszkania znajdował się wązki i ciemny zaułek, przybytek wszystkich tych wstrętów, jakie dają na współkę nędza, ciasnota i brak czystości. Tam to na kupie jakichś niewyraźnych łachmanów leżał trzynastoletni wyrostek, owe źdźbło suchego siana, współżywiciel rodziny, Lejzorek. W mroku, na ciemnem tle szmat, odbijała niewyraźnie twarz jego blada i pociągła; rzekłbyś, sylwetka przeświecającego przez mgły nowiu.
Matka zatrzymała się nad nim chwilę, schylona, żałując go rozbudzić; wreszcie zawołała nań zcicha. Na szept ten chłopak otworzył wielkie, zdziwione oczy i podniósł się tak prędko rzeźko, jakby wcale nie spał.
— Idź, ojciec woła — dodała matka.
Narzucił na siebie długi surdut, który mu w nocy służył za kołdrę i po chwili siedział już przy ojcu, powoli a nieprzerwanie