Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 195.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

wyciągając swą długę nitkę, jakby od rana siedział tak, nie wstając.
Chaim wydawał mu rozporządzenia, starając się jednak na niego nie spojrzeć.
Powoli gwar dzienny w izbie ucichał. Dzieci, jedno po drugiem, zostawały zanoszone za piec, na łóżko, na podłogę, każde na swoje posłanie. Zamiast płaczu, wykrzyków i tupania czternastu nóg, zewsząd rozlegały się teraz oddechy śpiących, przerywane niekiedy cichem, półsennem łkaniem. Najtrudniej było ułożyć Ryfkę. Z wielkim wysiłkiem zdobyta od brata część ponsowego rękawa taką napełniała ją dumą i zachwytem, że zarówno o spoczynku, jak o zwróceniu zdobyczy mówić sobie nie dała. Rękami przyciskała szmatkę do pół-obnażonej, żółtawej piersi i energicznym lamentem protestowała przeciw wszelkim próbom matczynym odprowadzenia jej do łóżka. Matka zrazu krzyczała, niemniej jak ona, próbowała nawet przemocy, ale gdy i to nie pomogło, a zwinne ciało dziecka jak węgorz wiło się w jej rękach, zostawiła je w spokoju i wpadłszy w nagłą czułość, w namiętnych uściskach formalnie dusić je zaczęła. Poczem zwróciła się do męża i w żywych słowach opowiadała, co to jest za rozumne dziecko, najrozumniejsze ze wszystkich ich dzieci, najrozumniejsze na całej kuli ziemskiej. Mówiła tak spiesznie, dużo i długo, że słowa zlewały się w jedną bez końca i początku kaskadę, w której tylko intonacya głosu wznosiła się i opadała. Dziecko tymczasem zbliżyło się do ojca, wsparło się o jego kolano i podniósłszy do góry kudłatą, całą w kasztanowatych pierścionkach głowę, pojętne oczy wlepiało w twarz matki. Chaim słuchał opowiadania żony i czuł na swem kolanie miękkie dotknięcie dziecinnego ciała. Twarz jego rozpogodziła się, usta przybrały wyraz błogiego uśmiechu. Oderwał oczy od roboty i spojrzał na dziecko. Ono, przechyliwszy główkę, podniosło na niego szafirowe, w świetle lampy jak brylanty błyszczące źrenice. Patrzyła na