Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 199.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

podnoszą się do góry, błądzą od gwiazdy do gwiazdy i wyryty w nich wyraz apatyi powoli zmienia się w głęboką zadumę.
Nareszcie w jakiejś uliczce zatrzymali się u bramy. Chaim ostrożnie furtkę otwiera, aby, Broń Boże, nie zbudzić psa, który zawsze czuje szczególniejszy apetyt do długich pół jego kapoty. Szybko, chyłkiem, jakby przychodzili w najgorszych zamiarach, skradają się wzdłuż płotu i dopadają wreszcie drzwi małej sionki kuchennej. W sam raz, bo oto z za węgła słyszeć się daje jedno, drugie szczeknięcie tak basowe, że nie widząc, odgadnąć można, co to za olbrzymi potwór być musi. Chaim zrazu cicho, potem coraz natarczywiej dobija się do drzwi, ale i szczekanie staje się coraz groźniejsze, a wreszcie z za domu wysuwa się olbrzymia, kudłata głowa potwora.
— Tate — odzywa się Lejzor, szeroko otwierając przerażone oczy — czemu ty od ulicy nie zadzwonił?
— Aj, Lejzorke, czy ty nie wiesz, że panowie się gniewają, kiedy im żydzi od ulicy dzwonią? Aj, aj, jaki u niego głos gruby! Milor, Milor, panie Milorka, to ja, pański przyjaciel!
Ale uprzejmy, błagający niemal ton głosu irytuje coraz bardziej potwora. Przystępuje tak blisko, że wyraźnie można widzieć jego białe, potężne zęby i groźnie zjeżoną sierść na karku. Szczekanie przechodzi w ujadanie, i to właśnie ratuje wylękłych do ostatka żydów. Z głośnem skrzypnięciem otwierają się drzwi od kuchni i Chaim, pchnąwszy przed sobą syna, wpada za zbawczy próg.
— Że też przyszliście nakoniec! — zawołała kucharka — szczęście wasze, bo pani okrutnie jest zła. Nogi wytrzeć! Dopiero co uprzątnęłam, jeszcze brakowało, aby mi żydy wszystko błockiem zanieśli!
— Nu, niema o co się gniewać — łagodnie odzywa się Chaim, myśląc sobie, że w porównaniu z gniewem brytana ten jeszcze jest bardzo znośny; lecz jednocześnie uczuwa pewien niepokój w prze-