Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 201.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

było w dogodzeniu im, ile sumiennej pracy w wykonaniu. Czem się to dzieje, że nigdy odrazu nikogo zadowolić nie może?
Z niepokojem wyczekiwał rezultatu przymierzania. Niestety, i tym razem aptekarzowa wynalazła tyle niedokładności, takie rażące rozminięcie się z wszelką symetryą, że o przyjęciu roboty mowy nawet być nie mogło. Długa przeszła godzina, zanim przy wspólnej naradzie zdecydowano, co i jak zmienić należy. W toku rozpraw Chaim musiał wysłuchać mnóstwa utyskiwań i wyrzutów, które przyjmował w milczeniu z tem przeświadczeniem, że im bardziej są sprawiedliwe, tem boleśniejsze. Z wielkiem westchnieniem ulgi ujrzał nakoniec, jak aptekarzowa zdjęła suknię, a oddając mu ją, zastrzegła, aby nieodbicie na jutro rano była gotowa. Nareszcie koniec będzie wszystkiemu.
O, nie koniec! Zapomniał Chaim, czy może spodziewał się, że ona zapomni o jednym, ostatnim szczególe.
Już zabrał robotę i gotował się do wyjścia, zapewniając o swej na jutro akuratności, gdy nagle zabrzmiało głośne a nieuniknione nigdy pytanie:
— A kawałki?
Odnosiło się to do owych skrawków materyi, które mu zabrała żona, które mają tak pięknie przystrajać jego małą Ryfkę na ogólnej prezentacyi bulwarowej w dzień szabasu.
Lecz mógłże to jej powiedzieć?
— Nu, jakie tam kawałki; zdaje się nawet niema — odzywa się nieśmiało.
— Niema? — krzyknęła desperacko pani aptekarzowa. — Tyle łokci materyi! Agatko, Agatko, czy słyszysz? Nie przyniósł mi kawałków! Toż to czyste szachrajstwo! A, łotr! a, złodziej! Myślisz może, że ja pozwolę tak się oszukiwać?
I tak dalej, i tak dalej. Na Chaima spływały takie potoki wy-