Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 202.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

mówek, przezwisk, obelg, że nawet w najbardziej stulone uszy spora ich część dostać się musiała.
Zrobiło mu się niewymownie przykro.
— Biegaj do domu, weź od matki parę tych szmat — szepnął półgłosem do syna.
— Nie odda — odparł ten równie cicho, ale tak przekonywająco, że Chaim odrazu zaniechał zamiaru. Co miał począć? Musiał wymyślić jakieś nadzwyczajne kombinacye, jakieś kłamstwa, któreby choć w części honor jego uratowały a zarazem uspokoiły rozdrażnioną kobietę. Trudno mu to szło; nie lubił kłamać, nie zgadzało się to z jego poważną naturą, ani nawet z sumieniem. Tłómaczenie się więc swoje co najprędzej zakończył, dodając obietnicę, że szmat tych w domu poszuka i jeśli się znajdą, odniesie jutro z robotą.
Opodal stojący Lejzorek był niemym świadkiem tej sceny. Po bladej jego twarzy żaden wyraz żywszy nie przemknął; oczy z pod spuszczonych powiek jak zawsze apatycznie spoglądały; patrząc nań, zdawaćby się mogło, że myśl jego usnęła albo daleko stąd uleciała. Nie tak jednak było. Słyszał i rozumiał wszystko. Słyszał i rozumiał, że jego ojca robią oszustem i złodziejem, że ojciec ten siwizną i zmarszczkami pokryty przed rozgniewaną i pomiatającą nim kobietą wysila się na kłamstwa. Wprawdzie w małej a cichej duszy Lejzora tkwi i szeroko się rozrasta pogarda dla wszystkiego, co żydostwem nie jest: wprawdzie od lat najmłodszych wie, że najbardziej upokarzające słowa »goja« są wiatrem po wierzchołkach lasu wiejącym, który do głębin nie sięga nigdy; wie to — a jednak po jego chorem, zmęczonem ciele dreszcze jakieś przechodzą i chciałby tego wszystkiego nie słyszeć i nie rozumieć. Nie chciałby nigdy być ani tak poniżanym, ani tak zmuszonym do kłamstwa, tembardziej nie życzy sobie, aby to trafiało się jego staremu, spracowanemu ojcu. Rozumie przytem, że wszystkie te słowa uniesionej gniewem kobiety wraz z całem »przeklętem