Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 216.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

komu złego nie robisz; na co łajać tego, co ciągle pracuje i nic złego nie robi?... Czy gwiazd jeszcze nie widać?
— Na ulicy świecą już może.
Nastało milczenie. Zmrok szary napływać zaczął przez małe okienka chaty. Chaim wpatrywał się w rysy dziecka, które przy gasnącem świetle traciły ostrość linii i rozpływać się niejako zdawały.
— Czy to tam jest niebo za temi latarniami? — zapytał chory.
— Za latarniami?
— Za gwiazdami. To przecie są latarnie Boga. On tam mieszka; siedzi na pięknym tronie, wysoko... a anioły tańczą przed nim, śpiewają...
Mówił to cicho, do siebie raczej; ostatnie słowa w szept się rozpłynęły.
Wpatrzonemu weń Chaimowi twarz syna w mrokach wieczornych wydała się jasną i przeźroczystą, jak twarz śpiewającego anioła; mimowoli palce jego zacisnęły się silniej dokoła drobnej ręki.
— Tate — odzywa się znowu Lejzorek — w niebie lepiej być musi, niż u nas? Czy tam nikt nie szyje?
— Tamte suknie pewno nie zdzierają się — odparł Chaim.
— I nikt nigdy przez cały dzień nie siedzi tak, co aż w piersiach zaboli?
I zaraz sam sobie marzeniem własnem odpowiadać począł:
— Tam wszystkie dzieci, wszystkie chłopcy małe chodzą sobie tylko po niebie i bawią się z aniołami. Nic im robić nie każą. Niema stołów takich, przy których cały dzień siedzieć trzeba, ani igieł, ani nożyc; maszyna nie huczy, głowa nie boli i tak jest cicho, cicho...
Zamilkł, pogrążony w marzeniach nad rozkoszami nieba; snać jednak nie bardzo były bogate, bo wkrótce błądząca myśl innego przedmiotu szukała.