Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 217.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tate — przemówił głośniej nieco — powiedz mnie co o Jakóbie lub o Józefie; ty tak to ładnie opowiadać umiesz.
— Nie, Lejzorke, jesteś słaby, jak wyzdrowiejesz...
Głos nagle ugrzązł mu w gardle, coś mu serce jakby kleszczami ścisnęło; nie mógł dokończyć.
— Powiedz — prosił Lejzorek — jeśli nie chcesz o Józefie, to choćby o Izaaku.
— Och, dziecko moje — jęknął Chaim.
— Czy Abraham bardzo płakał, kiedy Bóg mu kazał oddać syna?
— Nie myśl ty teraz o tem; po co ty mówisz o tem — prosił ojciec.
Ale chory zdawał się go nie słyszeć.
— Izaak pewno nie płakał. On myślał sobie, że jak przyjdzie do nieba, to i stamtąd będzie mógł patrzeć na swoją chatę, a będzie tam prosił Boga, aby odjął troszkę pracy jego ojcu, aby mu przysłał błogosławieństwo swoje, aby aniołom kazał pamiętać o nim...
Znowu ostatnie słowa w szept się rozpływały. Oczy zbladły i przysłoniły się powiekami, po twarzy przeszedł cień, jakby tchnienie nicości już nań powiało. Po chwili jednak otworzył oczy i z nowem pytaniem zwrócił je na ojca.
— Dlaczego to... Nie pamiętam, dlaczego? Co to jest, że ja nie pamiętam? — przerwał sobie zaniepokojony. — Szpektor będzie się gniewał; tate, powiedz ty, ja już zapomniałem.
Błagał tak pokornie i ściskał zlekka dłoń ojca.
— Nu, czego ty chcesz...
— Dlaczego to... O co to chciałem pytać? Nie pamiętam już — szepnął cicho i głowa bezsilnie spadła mu na piersi.
Nastała dłuższa chwila ciszy; słychać w niej tylko było oddech ciężko robiącej piersi.