Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 278.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pilulae... Triginta duo... — przeczytał, stukając palcem w wierzch pudełka. Trzydzieści dwie pigułek — to znaczy: trzydzieści dwa trupów. Trupów wilczych, lisich, niedźwiedzich, lamparcich — do wyboru panie dobrodzieju! Jedna pigułka na osobę. Popić wodą ocukrzoną i dyetę zachować.
Tamten nic już nie słyszał — zajęty całkowicie wybijaniem pokłonów przed stygnącą herbatą. Pokłony były coraz głębsze, coraz uniżeńsze — aż wreszcie przy jednym z nich czoło pana brata uderzyło o brzeg stołu, a on sam zbudził się i na cały głos zawołał:
— Czy to już Syrock?
Wymawiał »Syrock« tak samo, jak »syr« — co, za moich lat chłopięcych, w tamtej okolicy nietylko nie należało do osobliwości, ale było jakby obowiązujące.
— Proszę państwo na brykie — czas jechacz! — obwieścił Josek, stając w otwartych drzwiach z biczem wielkim w łapie, fioletowy od zimna, dygoczący jak w febrze.
O zmiękczenie kamiennych serc »pasażerów« już się tym razem nie kusił...
Na bryce znaleźliśmy się we czterech. Ubyła posiadaczka »Goldwasseru«, na którą w Zegrzu czekały konie proboszcza. Za to Josek pozyskał dwóch brodatych, nadzwyczaj rozmownych, towarzyszów. Trójka na koźle rozgrzewała się gwałtowną gestykulacyą oraz paleniem w wielkich porcelanowych fajkach zielska, zwanego tytoniem »Trzech królów« (czemu raczej nie »Siedmiu złodziejów«?).
Noc była zupełna, gdyśmy z miejsca ruszyli. Nadzwyczajna cisza wypełniała całą przestrzeń, która zdawała się nie mieć granic. W tej ciszy nadzwyczajnej każde uderzenie kopyta o zmarzniętą ziemię równało się grzmotowi; każde skrzypnięcie śniegu pod kołami było prawie krzykiem.
Z góry, wytrzeszczone oczy gwiazd patrzyły na zalękłą, oniemiałą ziemię z wyrazem niewysłowionej grozy i zimnej a okrutnej