Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 291.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

leżała sterta futer. Była tam niedźwiedziowa algierka dzierżawcy, — strój świąteczny, »od miasta«, który zaraz po przejechaniu rogatek został zastąpiony wytartemi szopami — nowy, krótki kożuszek, używany przy gospodarstwie i stara skóra barania, do okrycia nóg służąca.
Jedno z tych futer mogło mnie było zbawić — tyle jednak miałem z nich pożytku, co Tantal z legendowych jabłek. Mimo to, ciągnęły mnie magnetycznie. Wpatrywałem się w nie z uporem rozpaczliwym, a ból i żałość rozdrażniała myśl: — Jak rozkosznie byłoby zanurzyć się w ciepłym puchu tych niedźwiedzi i — roztajać!...
Ale nawet widok ich miał mi był wkrótce odebrany. Szlachcic na wyjezdnem z Serocka zapowiedział, by wysadzono go w karczmie przed Łubienicą, gdzie czekać nań miały jego własne »kunie«.
Być może, iż gdybym przemówił do tego grubego człowieka głosem płaczliwym, wyznał mu, jak bardzo zmarzłem i o współczucie go prosił, pozwoliłby mi okryć się przynajmniej swą wyszarzaną baranicą. Ale mój estetyzm, nawet pod groźbą śmierci, zrobić tego nie pozwalał.
Kostniałem więc z wyniosłą pogardą wszelkiej, zarówno fizycznej, jak i moralnej brzydoty. Jeśli to było bohaterstwo, to zwracały na nie uwagę chyba tylko gwiazdy, przypatrujące mu się z wysoka gasnącemi oczami. Jaki wszakże był ich sąd o dumnem, sny fantastyczne rojącem, dziecku? Przyklaskiwały mu, czy też zeń szydziły? Może tylko litowały się nad niem — lekceważąco?
Zajmowały mnie te pytania i starałem się znaleźć na nie odpowiedź. Pragnąłem wogóle wejść w blizki stosunek z gwiazdami, a o ziemi zapomnieć. W tej chwili ziemia mi bardzo dokuczała.
Mróz kłuł mię tysiącami igieł, zaczynając od palców u nóg, potem obejmując całe stopy i w górę się posuwając. Pod działaniem tego kłucia, stopy, a następnie i nogi do kolan traciły stopniowo czucie i stawały się podobne szczudłom drewnianym. Aby