Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 313.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tomkiewicz, który na żyda spoglądał z przygnębiającą wzgardą, zażartował:
— On pewno patrzył, czy w tym grochu ruble czasem nie rosną...
Żyd cicho wymówił:
— Ja jego jadł... to prawda....
Korejba wybuchnął znowu:
— A cóż to ty sobie myślisz, że ja groch sieję dlatego, aby każdy włóczęga objadał się nim podostatkiem. Poczekaj... nie daruję... musisz zapłacić, albo cię do mirowego (sędziego pokoju) zaciągnę...
Żyd znowu pokłonił się nizko.
— Oj, — jęknął — niech wielmożnemu panu sto lat życia i zdrowia będzie, kiedy wielmożny pan Gedalu daruje... ja do Szumnej na nocleg szedł i ten groch spotkał... On przy drodze rośnie! a czemu on przy samej drodze rośnie! Aj! wiele ja tam zjadł! troszeczkę...
Tomkowicz, który widocznie dowcipem swym olśnić chciał ulubioną, figlarnie na Jadwinię zerknął i z grubym śmiechem zawołał:
— To wam, żydzie, słowo honorowego człowieka, wasza religia wiele kraść nie pozwala, ale troszeczkę pozwala, co?
Żyd dziwnie jakoś oczyma ku mówiącemu błysnął i ze szczelnie zaciśniętemi usty milczał chwilę. Potem, w ziemię patrząc, odrzekł:
— Na co tu religia? Ona nikomu kraść nie pozwala.
I jeszcze ciszej kończył:
— Ja był głodny...
— Kiedyś był głodny, trzeba było prosić, ale nie bez pozwolenia brać... — zaczął Korejba; lecz Tomkiewicz, akcent żydowski naśladując, mowę mu przerwał:
— A jeżeli ten groch był trefny, to co teraz będzie?
Żółte wargi Gedalego poruszyły się niespokojnie; Tomkiewicz