Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 344.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

wyrzucają za drzwi tylu biedaków, którzy przychodzą prosić, by nie sprzedawano im za długi mienia. Jak uczynić, żeby Joel był lepszym od swego ojca? Jak uczynić, żeby Joel mógł zobaczyć góry, lasy wielkie i równiny bezgraniczne i żeby na starość nie żałował, iż nie miał czasu kochać nikogo.
Myśli Netela gubią się w jakimś wielkim niepokoju i pokrywają się żalem. Znów pragnie on skarżyć się przed kimś, »czemu starość moja nie jest zadowoloną i spokojną, czego brak było memu życiu?...«
Szabas.
Zbliża się cichy wieczór zimowy. Zejdźmy do żydowskiej dzielnicy.
Ulica zbiega w dół po lekkiej pochyłości wzgórza. Jest prawie pusta i z każdą chwilą staje się cichszą. Czasem jeszcze skrzypną gdzieś zawiasy u drzwi sklepionych, zamykanych spiesznie, rozlegnie się łoskot zasuwanych sztab żelaznych, lub zgrzyt klucza, obracanego ręką dziewczyny, wyrostka czy starca, którzy wnet znikają. Przed chwilą było tu gwarno i tłumno; niewiadomo kiedy wszyscy zdążyli się poukrywać, a jak spieszno im było, poznać można po zapóźnionych i biegnących pędem. Twarze mężczyzn nie wyrażają nic prócz gorączkowej niecierpliwości i pośpiechu, zdaje się, że po jednej odbytej pańszczyźnie czeka ich druga; za to dziewczęta są rozradowane, umykają jakby je gonił mróz, którego nie lubią, czy nuda, która więziła je w sklepach, trzymają się pod ręce po dwie, trzy, cztery, wstrząsają plecami z zimna, trącają się, śmieją, biegną, zabierając z sobą resztki gwaru i życia z ulicy.
Pustka. Czemś dziwnem i niewytłómaczonem wydaje się ona dla umysłu przechodnia, zbłąkanego w tej dzielnicy. Gdzie ludzie? Gdzie życie? Czy głos czyjś potężny przebiegł tędy i odwołał wszystkich od zajęć zwykłych i zebrał ich daleko od miejsc tych, dla wysłuchania jakiej mowy z innego świata?