Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 384.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

naszyjnikiem, a na głowie dźwiga hełm złocisty z wielkim pióropuszem, zdobnym w dyamenty.
Nie mogę utaić, że wszystko to złoto jest szychem, a dyamenty — to blaszki i paciorki Ale nic nie ma sfałszowanego w obliczu Samsona: powaga i męztwo, które malują się na niem, najczystszej są wody. Znać, że artysta wchłonął w siebie rolę swą tak zupełnie, iż utożsamił się z osobą, którą miał przedstawiać.
Śmiały i siły swej pewny, postępuje on ku królowi pustyni i błyszczący wzrok jego spotyka spokojnem, trochę nawet szyderskiem okiem. Król pustyni, zdumiony tą zuchwałością, podnosi się i staje na tylnych łapach (Mowsza, przysiadłszy za kulisami, pociąga sznurek, okręcony około tylnych łap króla pustyni) i wydaje ryk przeciągły, straszny (co za potężne płuca miewają czasem malarze szyldów!), który to ryk słysząc publiczność truchleje i odetchnąć nie śmie — ale Samsona nic nie przeraża. Jednym podskokiem przesadza scenę i zanim przebrzmiał wielki krzyk przerażenia — rozdziera króla pustyni na dwie równiuteńkie połowy.
— Brawo, brawo, brawo! — wołają na ławkach wyższe sfery, a z mroków, w których pogrążone są sfery zwyczajne, odzywają się głosy radości i tryumfu pełne a tak wrzaskliwe, że Josiel, kuśnierz, powstaje z miejsca swego i obiema rękami machając ku mrokom, woła: — Still!
Mroki zapadają w ciszę, a Samson, stojąc u brzegu sceny, ukazuje widzom plaster miodu, znaleziony w paszczęce rozdartego lwa, tego lwa nieszczęśliwego, którego dwie połowy leżą zdala od siebie, z oczami po śmierci jak za życia, przeraźliwie błyszczącemi.
Ukazując widzom plaster miodu, Samson całą twarz ma obleczoną wyrazem więcej, niż miodowej, niebiańskiej słodyczy. Rozedrzeć lwa, zdumiewającą w istocie musiało być niespodzianką dla Szymszela, który dotąd ani przeczuwał w sobie sił podobnych.