Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 388.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

widać na twarzy jego, jak burza uczuć ukojona przedtem w rezygnacyi, wzbiera w nim nanowo, jak wśród krępujących go sznurów, nabrzmiewają jego muskuły...
Nagle wstrząsa się cały od stóp do głowy, więzy spadają zeń, niby porwana pajęczyna, a zanim Filistyni oprzytomnieć mogli, pochyla się i porywa leżącą u stóp swoich... oślą paszczękę. Jedno szerokie zatoczenie ramieniem, jedno mgnienie oka... armia filistyńska z wielkim stukiem upadających ciał runęła na ziemię, a władca jej zniknął, sromotną ratując się ucieczką...
Wtedy, w upojeniu tryumfu, w radosnem uczuciu uratowania się i uratowania ojczyzny, Szymszel staje się tak pięknym, jakim nigdy nie widziała go Cipa, piękność jego wiecznie podziwiająca. Z dziwnym swym orężem w podniesionej dłoni, z drgającym uśmiechem na ustach, które otwierając się, ukazują zęby śnieżnej białości, w białym płaszczu, który zsuwa mu się z ramion, i złocistym hełmie, którego dyamentowy pióropusz rzuca na jego czoło tęczowe połyski, — śpiewa on pełną, wezbraną piersią hymn chwały i wesela i pieśnią tą dzięki składa Jehowie, że mu pozwolił pokonać te »możne tysiące«.
Czy u stóp zwycięzkiego Samsona leżały pokonane »tysiące«? Czy oręż, którym je pokonał, był istotnie oślą paszczęką, lub wyglądał raczej na goleń wołu? — Mniejsza o to; dość, że Szymszel był w tej chwili pięknym, potężnym, upojonym, szczęśliwym, i że gdy spadła zasłona, Josiel, reżyser, począł wołać z całej siły: »still! szaaa! szaaa!« a potem spostrzegając, iż samym tylko głosem nic nie poradzi, poskoczył z swego miejsca, wpadł w mroki, pogrążył się w nich na chwilę, potem ukazał się z jakimś malcem. Ciągnął go za rękę aż ku drzwiom pieczary (sieni), za któremi malec zniknął...
Biedny malec! nigdy w życiu nie widział jeszcze tylu naraz trupów. Martwo leżący Filistyni przerazili go nadzwyczajnie, a gdy w dodatku jeden z nich (podobno zausznik cesarza), w czasie dłu-