Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 397.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

do siedzącej wiecznie, pół martwej postawy, do dumań nieskończonych, rozróżniań subtelnych, studyów bezdennych.
— A co z tego wszystkiego dla ludzi? co?
Pomyślał o ludziach... A cóż on pocznie teraz z tą gorącą miłością dla ludzi, która tam, na deskach teatralnych, płonęła w potężnem łonie Samsona i pozostała już w słabej piersi Szymszela — czuje silnie, że pozostała na zawsze! Czem ją wyrazi? ku czemu jej użyje? Jakimi czynami zdoła uspokoić jej palące żądze? A cóż pocznie z przeczuciem tej innej miłości, które roznieciło płomienne oko Dalili-widma, z przeczuciem miłości tkliwej i upalnej, które, błysnąwszy w wielkiem sercu Samsona, napełnia serce Szymszela westchnieniami tęsknoty niewymownej...
Ideały!
Szymszel nie znał ich imienia, ale gdy raz przeleciały mu przed wzrokiem, przywiązał do nich duszę. Przeleciały mu przed wzrokiem ideały czynu, miłości, chwały... O! kędyż zniknął, dlaczego stał się tak drobnym jak atom piasku, dawny, jedyny ideał jego suchej, subtelnej, jałowej uczoności?... Czyliżby w piersi i głowie tego żyda, o smukłem nerwowem ciele, wytwornych rysach, głębokiej źrenicy i cienkich ustach, które drżą od każdego wrażenia, jak delikatny liść od powiewu wiatru; czyliżby w głowie i piersi żyda tego, który twarz dzieci zwykł był okrywać namiętnymi pocałunkami, a wśród ciemnych nocy miewał anielskie widzenia — istniały nieuprawne warstwy uczuć, imaginacyi i zdolności, które czynią człowieka sposobnym do ukochania ideałów i sięgania po nie natchnionem ramieniem?
Pochylił głowę i spojrzał po swem ubraniu.
Dziwny uśmiech przewinął mu się po ustach.
Biały płaszcz Samsonowy owijał kolana miękkimi zwojami, szkarłatna szata rzucała połyski złote, paciorki naszyjnika przy świetle lampki okrywały pierś blaskami rubinów, szmaragdów