Strona:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo Sądeccy niezwłocznie podziękowali im, wysyłając telegram na ręce proboszcza, przez którego pośrednictwo otrzymali życzenia.
Pierwsze tygodnie na nowej siedzibie były nadzwyczaj pracowite. Należało się obeznać z nowemi warunkami, z gospodarstwem, prowadzonem nieco inaczej, niż w Kalinówce, wdrożyć opieszałą nieco służbę do porządku i pilności, łagodnem ale stanowczem słowem i ciągłym osobistym dozorem. Było to jakby odświeżenie i wyregulowanie dobrego, ale już nieco zaśniedziałego zegara.
Dwunastoletni Ludwiś z zapałem pomagał matce. Pani Sądecka tem chętniej uciekała się do jego pomocy, im skwapliwiej pragnęła przebyć ten początkowy okres, żeby następnie oboje z mężem mogli znaleźć codzień choć parę godzin czasu i poświęcić je kształceniu chłopaka, zanim się tyle nauczy po węgiersku, żeby można było wziąć dlań miejscowego nauczyciela i pod jego kierunkiem przysposobić go do szkół miejscowych.
Tymczasem wszyscy troje uczyli się po węgiersku. Pan Sądecki znał już trochę ten język, w młodych bowiem latach podróżował nieco po Europie i w Peszcie zatrzymała go przez czas dłuższy choroba kolegi, z którym tę wędrówkę odbywał. Teraz więc był w tej nauce przewodnikiem żony i syna.
Nareszcie skończyła się najgorętsza robota, i pan Sądecki rozmyślał, jakiejby rozrywki dostarczyć swojej rodzinie, kiedy doszła go wiadomość, że w Temeszwarze mają się odbyć wyścigi konne. Miała to być zabawa ludowa na wzór tej, jaka się każdego roku odbywała w Peszcie na polu Rakoczego. Uczestnikami jej tedy mieli być czykosi, to jest pasterze koni. Koszta urządzenia wyścigów przyjęli na siebie magnaci węgierscy, od których też wyszła myśl urządzenia ich.
Za miejsce wyścigów posłużył kawał rozległego

8