Strona:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.

Od czasu do czasu dochodziły go głośniejsze okrzyki Cyganów w izbie szynkownej.
— Poco oni mnie tu zawleki? Co zamierzają ze mną zrobić? — myślał sobie. — Czy chcą wziąć za mnie okup. Czy chcą mnie przerobić na Cygana? albo może wywieźć gdzie i sprzedać?
Takie wątpliwości snuły się w głowie chłopięcej.
Ludwikowi dokuczał głód i pragnienie. Ku wieczorowi sen go zaczął morzyć. Mimo to nie ustawał w pracy, zrzadka pozwalając sobie na chwilkę wytchnienia. Trapiła go nieznośnie i sił mu dodawała myśl o zmartwieniu rodziców, którzy nie będą wiedzieli, w jakim kierunku zwrócić swoje poszukiwania.
Nareszcie zmierzch zaczął zapadać. Ludwik słyszał Cyganów przed karczmą, później zatętniały kopyta końskie. Snać wyjechali. Czy wszyscy? Dlaczego on został? Czy ma tu umrzeć z głodu?
Nareszcie jeszcze jedna wątpliwość: karczmarz witał herszta cygańskiego, jako króla puszty węgierskiej. Ów król i ranny czykos, we dworku Sądeckich pielęgnowany, nie byli do siebie podobni. Ha, może trochę... Ale nie, stanowczo byli to dwaj różni ludzie. Któryż z nich był prawdziwym Janoszem?
Ludwik powziął dla byłego gościa swego pewną życzliwość, zwiększoną przez zwrot konia z dołączeniem podarunku dla niego od Janosza. Tylko, gdy chłopiec nabył pewności, że ów czykos był głośnym opryszkiem, życzliwość zamieniła się na rodzaj współczucia. Ludwik ubolewał szczerze nad tem, że człowiek, mający popędy szlachetniejsze, zdrów, młody, krzepki — puścił się na złą drogę. Nieraz roił o tem, jakby się to złe dało naprawić, jakby to było szczęśliwie, gdyby Janosz przerobił się na człowieka uczciwego.
— Więc tamten był Janosz prawdziwy. Sam zresztą podpisał się na liście: „Król puszty węgierskiej“. Prawda, mógł skłamać. Cygan, rozbójnik, cóż go kosztowało kłamstwo?

25