Strona:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf/8

Ta strona została uwierzytelniona.

z nim do Pesztu. Pan Nagy poznajomił mię tam ze swoim pełnomocnikiem i spisaliśmy umowę.
Teraz, najdroższa moja, rozstrzygnij według swojej woli: czy chcesz tu przyjechać do mnie, czy też będziesz wolała pozostać w kraju z Ludwisiem i tam dopilnować jego wychowania. Ani radzić, ani prosić Cię o to, albo o tamto, nie śmiem. Serce i rozum są ze sobą w rozterce. Sam sobie tę gorzką chwilę, raczej te gorzkie lata, zgotowałem. Bo lata całe zapewne potrwa moje oddalenie, zanim będę mógł powrócić, aby kości moje w rodzinnej złożyć ziemi.
Tymczasem zgóry dziękuję Ci za wszystko, co zrobisz i co postanowisz, i serdecznemi pocałunkami obsypuję Ciebie i synka naszego, Ludwisia, którego liściki zawsze mi wielką sprawiają przyjemność. Oczekuję z upragnieniem odpowiedzi“.
W dopisku były podziękowania, pozdrowienia i obietnica napisania do uczynnych sąsiadów, którzy dopomagali pani Sądeckiej w parcelacji, były również podziękowania i pozdrowienia dla służby i dla włościan, którzy zawsze okazywali państwu Sądeckim szczerą życzliwość.
Pani Sądecka nie wahała się ani chwili, nie potrzebowała namysłu, ani rozumowań. Serce jej dyktowało, że dla szczęścia wszystkich trojga należy być razem. Niemniej, gdy przyszło porzucać te drogie kąty kalinowieckiego dworu, z któremi się zżyła, opustoszyć je ze sprzętów, które były jakby dopasowane do ścian starego dworku, gdy przyszło jej pożegnać gniazdko, z którem ją tyle niezapomnianych wspomnień wiązało, dotąd tak schludne i miłe, a teraz zamienione jakby na bezduszny szkielet, gdy musiała najrozmaitsze sprzęty, jakby część jej samej stanowiące, posprzedawać, albo porozdawać, czuła, że własną ręką dokonywa na sobie jakby operacji bardzo, bardzo bolesnej.
Czy chociaż przyszłość wynagrodzi jej tę ofiarę, jaką z siebie robiła?

6