Strona:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf/9

Ta strona została uwierzytelniona.

Całe sąsiedztwo poruszyła wieść o tak odległej podróży. Zdumiała się pani Sądecka, gdy ujrzała na swoim dziedzińcu powozy, bryczki, najtyczanki, i to wprzód, zanim komukolwiek doniosła o przedsiębranej wyprawie. Domownicy i wieśniacy nazbyt uczuli stratę dobrych państwa, to też mówili o niej wszędzie.
Wielką pociechą było dla zacnej kobiety to, że we wszystkich oczach czytała żal szczery i współubolewanie. Tem przykrzejszą było rzeczą rozstawać się z tylu przyjaźnie bijącemi sercami. Ale ugaszczanie sąsiadów nie opóźniło gorączkowo prowadzonych przygotowań do drogi. Zbyt przykre były chwile, wypełniane tem rwaniem nitek, wiążących ją z dotychczasowem ogniskiem, ażeby miała je dobrowolnie przeciągać.




WYŚCIGI.

Kto jechał koleją przez kilka dni zrzędu, ten wie, jak podróż taka męczy. Pani Sądecka, zarówno ze względów oszczędności, jak i dla prędszego połączenia się z mężem, nie stawała nigdzie na czas dłuższy, nie zwiedzała ani pamiątek, zapełniających Kraków, ani wspaniałego Pesztu, lecz przesiadając się z pociągu do pociągu, stanęła w Temeszwarze, gdzie na stacji powitał ją małżonek.
Opisywać ich spotkania nie będziemy.
Dopiero, kiedy we troje puścili się w drogę do wsi, w której zamieszkał Sądecki, widok rozległych, nieprzejrzanych prawie łanów banackich, zieleniejących bujną i dorodną pszenicą, rozpogodził nieco ich twarze i przyśpieszył bicie serca.
We dworze zastali telegram. To mieszkańcy Kalinówki donosili, że zakupili nabożeństwo za ich pomyślność i przesyłali im najgorętsze życzenia. Pań-

7