— Dobra to rzecz, takie ręce na upał — zauważyła kochanka.
Kochanek zwrócił się gwałtownie do Milonga:
— Co to, co to, — gniewasz się z Pytardem[1]? — boście się nie witali.
— Ależ nie, skądże — witaliśmy się w przejściu, — gdzież tam gniewamy się, — wprost przeciwnie; bardzo go lubię i szanuję.
— Lubisz go, co ty powiesz? — No, to pożycz mi — dla niego — piątkę.
Milong wyjął zniechęconym ruchem monetę i podał ją kochankowi. Zapytał:
— Czy dawno nie było deszczu?
— Oj, dawno — odparła żywo kochanka — dawno nie było i niewiadomo kiedy będzie, żyjemy w takich dziwnych czasach. — Ale pan, panie Milong, wydaje mi się jakiś senny, — ach! — ale, w sprawie snu. Pan lubi sny? Jakie ja miałam sny, no niech pan tylko posłucha, wczoraj był taki. Funia nie było na noc w domu i sama sobie tak śniłam, — no, niech pan posłucha.
— Słucham, tiak, no?
— Idę zieloną łąką po tłustej i wysokiej trawie; w pewnem miejscu rośnie wielkie drzewo — nie pamiętam jakie, ale mniejsza z tem. — Otóż położyłam się w cieniu tego drzewa i zasypiam, — a potem budzę się: — uważa pan, śni mi się przebudzenie, hę. — Koło mnie leży jakiś wojskowy. — Funiek, nie krzyw się tak, nie do twarzy ci z tą zazdrością, — otóż leży ten wojskowy; twarzy jego
- ↑ Być może nawiązanie do Jerzego Mieczysława Rytarda — autora utworów o tematyce podhalańskiej.