Strona:Ziemia Polska w piesni 141.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Cichy, leciuchny chrzęst drobnego żwiru...
Po mchów posłaniu, po głazów czerwieni,
Wód spływa kryształ, zielony, przeźroczy;
Nad wodą czarne stanęły tojady
I ziół przyziemnych lity pas się mieni,
A z traw przepychu patrzą złote oczy
Wielkich rumianów.
Dziwnie piękny, blady
Gwoździk upaja czarodziejską wonią.
Limby-królowe łzy żywiczne ronią
Za skwirem orłów — mocarzy tęskniące...

W łask majestacie promieniste Słońce,
Umiłowany bóg, panuje ziemi,
Uścisków żarem bezwolną oplata,
Wypija rosy usty płonącemi.
..................
Upalna cisza złotych godzin lata.
Pod wirch idziemy, we mgieł przestwór siny.
Jeszcze przed nami blady księżyc stoi,
Jako ów rycerz w nieskalanej zbroi
Na straży cudów zaśnionej krainy.
Przedziwny błękit, modrość tajemnicza,
Wypełnia szczerby od skały do skały,
U mrocznej turni zawisł obłok biały —
Jaka tam Piękność cudnego oblicza
Na skrzydłach ciszy marzy w jego bieli?...

Gzems ciasny, wązki od przepaści dzieli.
A tam za nami, — gdy odwrócić głowę
Od stromej ściany — hen, w równinnej dali,
Ognista łuna krwawi się i pali,
Powstaje z łoża słońce purpurowe,
Mgieł przedświtowych rozsuwa kotary.