Strona:Ziemia Polska w piesni 282.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.


WSPOMNIENIE Z PODRÓŻY DO MORSKIEGO OKA.

I rozmawiały z sobą niebotyczne Tatry,
Ubrawszy czoło w śniegi, a swe stopy w kwiecie;
Rozmawiały milczeniem, a szumiące wiatry
Niosły ową rozmowę po szerokim świecie,
I o ich piersi twarde, ich piersi z granitu
Odbiwszy się, leciały aż do niebios szczytu.
A skała jedna w konchy i muszle ubrana
Mówiła do sąsiady: »Jakiż dzień już minął;
Wczoraj jeszcze morzami dokoła oblana,
A dziś się świat promienny przed okiem rozwinął —
Wczoraj wielki wieloryb lejąc strumień wody,
Przesunął po mym grzbiecie swe wielkie obwody,
I rekin, olbrzym morski koło mnie przepłynął,
A dzisiaj na mem czole zawisnęły lody —
Dziś błyskawica z gromem zlatując z obłoków,
Pląsa w pośrodku szumu spienionych potoków,
I na mem łonie ślubne odprawrują gody«.

Na te jej słowa, stara, poważna sąsiada,
Granitnem swojem słowem wzniosie odpowiada:
»Tyś jeszcze bardzo młoda, córko moja droga,
Ale ja zapamiętam pierwsze dni stworzenia;
Widziałam wtedy Boga, tworzącego Boga,
A Bóg nie był ciemnością, i nie miał promienia,
Bóg był tchem i materyą; na wszechmocne tchnienie
Wody się oddzieliły, i lądy stężały —
Zabłysło światło, nocy zczerniało sklepienie,
A Bóg wtedy był Bogiem wśród stworzonej chwały.
U nóg Jego spienione oceany grały,
Góry nabrzmiałą piersią na Jego skinienie
Szły ku niebu i Pana swojego witały;