Tylko młodego dębu krzew sierocy,
Na starej baszty wierzchołku samotnym,
Widny, niby chorągiew, na bladem tle, nocy,
Szeleści, wiatrem miotany wilgotnym.
I nagle dziwaczna, szalona, zuchwała
Myśl-żądza mi w głowie i sercu zawrzała:
Na baszty olbrzymiej wybiegły szczyt wnijść,
I w pamiątce z niego zerwać dębu liść.
I wnet dłońmi chciwemi, po szczerbatym murze,
Po czarnych szczelinach, darłem się ku górze.
Zobaczył to wicher — co gdzieś tam bałwany
Mgły gonił po polu — i przybiegł zdyszany,
I zawył mi w ucho:
»Gdzież pniesz się to? gdzież?
Od wieku nie dotknął nikt skroni tych wież
Mnie tylko całować wolno ich rumieńce,
I objąć ich szyje, i pieścić ich wieńce.
Wam, karły, zostało czołgać się po ziemi,
U stóp mych kochanek, i korzyć przed niemi.
Hej! dalej mi stąd! Na ziemię mi wnet!
Lub ci o kamienie pogruchoczę grzbiet«.
Lecz ja, nie słuchając, po szczerbatym murze,
Po czarnych szczelinach, darłem się ku górze.
Wiatr wtedy zaryczał i z gniewu się wściekł:
Ostrymi kleszczami za dłonie mnie rwał,
I twarz moją zimnem, niby mieczem, siekł,
I w oczy wilgotną zawieją mi plwał.
I w potężne ramiona swoje
Olbrzymią basztę chwycił w pół.
Strona:Ziemia Polska w piesni 524.jpg
Ta strona została uwierzytelniona.