Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/140

Ta strona została przepisana.

równo i spokojnie, jak człowiek w głębokim śnie pogrążony, wyciągnął rękę i namacawszy stoczek, który był poprzednio zauważył, zapalił go, patrząc lękliwie, czy głos pocieranej zapałki, którego z towarzyszów nie obudzi — ale nikt się nie poruszył. Osłaniając dłonią światło i stąpając jak najciszej, zapuścił się w podziemia.
Korytarz, którym szedł, miał na sklepieniu i z boków ślady oskardów, okazujące że niegdyś był wązkiem przejściem, ale je rozszerzono dla wygody zwiedzających. Strand przybliżył stoczek do ściany i odłupał ciupagą kawałek; były to doskonale zachowane odciski korzenionóżek czyli otwornic. Przypatrzył im się, schował do kieszeni i szedł dalej.
Korytarz załamywał się pod kątem prostym. Strand podniósł do góry stoczek i ujrzał przed sobą długi, wązki otwór, którego koniec ginął gdzieś w ciemnościach nocy. U wejścia do otworu, przyczepiony pazurami do skalnego występu, wisiał głową na dół zwieszony nietoperz. Za zbliżeniem się światła poruszył skrzydłami, uniósł się i znikł w ciemnościach nocy. Słychać było tylko czas jakiś łomot skrzydeł obijających się o sklepienia.
— Nie wyrzucam sobie, żem go spłoszył — rzekł do siebie profesor — bo teraz najlepsza pora do polowania na owady, które on lubi. Poleciał w stronę sypialni, aby ztamtąd wydostać się na dwór i gotów jeszcze przestraszyć tego małego Polaka, co się położył przy samem oknie. Niesłusznie ludzie tak obawiają się tych brzydkich, ale pożytecznych stworzeń, niszczących owady. Wszystkie podania o wkręcaniu się ich we włosy człowieka, to wierutne bajki! Co prawda i ja nie szukam spotkania z niemi, ale wolę już spotkać się z nietoperzem, niż... niż naprzykład z kobietą!
I na samą myśl, że w tej chwili, w tej pustce i samotni mógłby zjawić się przy nim „puch marny i wietrzna istota“, jedna z tych, co niosą śmierć ptaszkom niewinnym dla podniesienia wdzięków — wstrząsnął się uczony profesor.
Ciekawy dokąd też prowadzi otwór, zapuścił się weń, a uszedłszy kilkanaście kroków, znalazł z boku okienko, a raczej skrzelę głazu, i wsunąwszy rękę ze stoczkiem w otwór okna, zobaczył długą, coraz bardziej zwężającą się szparę, której ściany ociekały wilgocią.
— Ten tu korytarz stanowi zapewne główny pień tych pieczar i będzie miał liczne boczne otwory — rzekł do siebie. — Zdaje mi się, że znajdę tu niejednę niespodziankę: trzeba iść dalej.