Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/190

Ta strona została przepisana.

— Proszę pana — rzekł Henryk zwrcając się do profesora Stranda — czy to prawda, że zapachy można wytwarzać sztucznie?
— Prawda, mój młody przyjacielu, i to całe szczęście, bo inaczej kobiety wytępiłyby wszystkie rośliny, jak wytępiają ptaki! Chemia, ta prawdziwa czarodziejka, dała nam sposoby wyrabiania bardzo pięknych i delikatnych perfum, bez udziału kwiatów. Kobiety rozkoszujące się zapachem jaśminu i fijołków, nie domyślają się nawet, że woń ta jest wydobyta z czarnej, wstrętnej smoły, będącej pobocznym produktem przy fabrykacyi gazu oświetlającego z węgla kamiennego. Wkrótce stary sposób wyciągania wonnych olejków z kwiatów, zostanie zupełnie zarzucony, jako zbyt kosztowny; kobiety, wąchając smołę, przywykną zawczasu do tego, co im przeznaczono po śmierci.
— Pan jednak, mimo wszystko, musisz mieć słabość do kobiet — odezwał się Witold — bo widzę, że myśl o nich nie odstępuje pana. Jest pewne stare, ale mądre, polskie przysłowie: „Kto się kocha, ten się kłóci.“
Strand aż zbladł z oburzenia na te wyrazy. Chciał ostro skarcić Witolda za ten żart, jak na to zasługiwał, ale poślizgnął się na pniu próchniejącego drzewa i upadł. Kapelusz, laska, okulary, wszystko rozleciało się w różne strony, i współtowarzysze wraz z przewodnikami, rzucili się na ich poszukiwanie. Karcące wyrazy skonały na ustach zakłopotanego profesora, a niezwykły gatunek porostu, jaki dostrzegł na skale, pochłonął całkowicie jego uwagę.
— O czem myślisz? — zapytał doktor Henryka, który stał zadumany.
— Myślę, panie Jakóbie, że skoro ślimak i kretomysz, tak wzruszają profesora, co to będzie, gdy znajdzie swego Branhiopoda? Chyba nie zniesie takiego szczęścia!
Było już około południa, gdy turyści nasi wrócili do schroniska, gdzie zastali już obiad gotowy. Jerry, gdy ujrzał nadchodzących, wziął ostry nóż, ukrajał kilkanaście wierzchnich zrazów tej rzadkiej i osobliwej zwierzyny i podał na stół. Nie zagustowano jednak w niedźwiedzinie, choć każdy obowiązkowo ją chwalił. Czy nieprzyzwyczajenie do tej potrawy, czy niedostateczna ilość soli, czy smak nieco słodkawy, sprawiały, że wszyscy przymuszali się tylko. Ten i ów wziął parę kęsów i położył widelec. Walter zrobił nawiasową uwagę, że szkoda iż morze nie oblewa już stóp Tatr, bo możnaby mieć ostrygi, które smakowałyby lepiej, niż to mięso niedźwiedzie. Sir Edward odezwał się, że pieczeń byłaby wyborna, gdyby ją można jeść z sałatą. Doktór usłyszawszy to życzenie, zapytał, czy byłoby czem zaprawić sałatę, gdyby się przypadkiem znalazła, bo jak wiadomo, do sałaty trzeba koniecznie octu i oliwy.