Tajemnica nieboszczki
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica nieboszczki |
Pochodzenie | Opowieści niesamowite i upiorne |
Wydawca | Wydawnictwo Jana Sidorowskiego |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Drukarnia i Introligatornia J. Sidorowskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
W prowincji Tamba żył niegdyś kupiec bogaty, imieniem Inamuraya Gensuké. Miał on córkę, zwaną O-Sono. Ponieważ było to dziewczę roztropne i ładne, myślał zatem, że byłaby szkoda, aby wyrosnąć miała jedynie z takim zasobem wiedzy jakiego udzielić jej mogli bakałarze miejscowi. Powierzywszy ją tedy opiece ludzi zaufanych, wysłał ją do Kyoto, aby otrzymała tam dworne wykształcenie dam stołecznych. Po skończonej edukacji wydał ją zamąż za jednego z przyjaciół domu, kupca Nagaraya. Żyła z nim szczęśliwie lat cztery niespełna, gdyż, pozostawiwszy mu jedyne dziecko, — syna, — O-Sono zachorowała nagle i zmarła w cztery lata po zamężciu.
W nocy po jej pogrzebie mały synek O-Sono oznajmił nagle, że mama powróciła i że znajduje się w tej chwili w pokoju, na górze. Uśmiechnęła się doń, ale przemówić nie chciała; więc się mały przestraszył i uciekł. Ktoś z rodziny poszedł na górę i stężał z przerażenia, ujrzawszy w świetle małej lampki, umieszczonej przy szafie, postać zmarłej. Stała pochylona nad tansu, czyli skrzynią w kształcie komody, w której złożone były jej stroje i ozdoby. Głowę jej i ramiona widać było wyraźnie; poniżej zacierały się jej kształty, — był to jakgdyby cień połowiczny i przezroczy, ni to odbicie jej postaci w wodzie.
Domownicy wielce przerażeni wyszli czemprędzej z tego pokoju. I jęli naradzać się między sobą. Teściowa O-Sono rzekła: „Kobiety przywiązują się niemądrze do swych szmatek i drobiazgów, a O-Sono ważyła je sobie wielce. Powróciła więc, by rzucić na nie okiem. Czynić to zwykło wiele zmarłych osób, — o ile się ich rzeczy nie odda do najbliższej świątyni. Gdy zaniesiemy do świątyni szaty i pasy O-Sony, duch jej uspokoi się zapewne”.
Postanowiono uczynić to jaknajprędzej. Rankiem opróżniono tedy komodę, a suknie i stroje O-Sony złożono w świątyni. W nocy ukazała się jednak znów, zapatrzona i tym razem w skrzynię strojów swych. Powtórzyło się to nocy następnej, nie ustawało i później, — zjawiała się co noc. Dom cały siał wokół lęk i grozę.
Teściowa O-Sony udała się do świątyni i opowiedziała wszystko kapłanowi, prosząc go o radę duchowną. Była to świątynia sekty Zen, a kapłan jej naczelny słynął jako mąż uczony pod imieniem Daigen Osho. Rzekł do niej: „Musi być w tym pokoju coś, co niepokoi ducha zmarłej; znajduje się to, albo w samem tansu, albo tuż obok”. — „Opróżniliśmy tansu z wszystkich sukien, — odparła kobieta, — obecnie niema w niem nic”.
„Przyjdę tedy do was dziś wieczór i będę czuwał w nocy, aby zbadać rzecz całą. Proszę wydać zlecenie w domu, aby nikt nie odważał się zachodzić do pokoju, w którym będę stróżował, — chyba że zawołam was”.
Jakoż po zachodzie słońca zjawił się u nich Daigen-Osho i zajął ów pokój, przygotowany na jego przyjęcie. Pozostawał w nim sam, odczytując sutry, — nie zjawiało się nic, póki nie nastała godzina szczurów. Wówczas zarysowała się nagle w powietrzu postać O-Sono, zwrócona twarzą do tansu z oczyma uparcie utkwionemi w ten sprzęt.
Kapłan jął wygłaszać przepisane w takich razach formuły i, przemawiając do zjawy O-Sono jej imieniem pośmiertnem, rzekł:
„Przybyłem tu, aby ci przynieść ulgę. W tej skrzyni znajduje się najwidoczniej coś, co napełnia cię niepokojem. Spróbuję odnaleźć to dla ciebie”.
Zjawa skinęła jak gdyby zlekka głową, a ksiądz powstał i otworzył szufladę owej komody. Była pusta. Otwierał tedy po kolei drugą, trzecią, czwartą, — przeglądał je skrupulatnie, przeszukiwał tyły i boki szuflad, — nie znalazł jednak nic. Zjawa tkwiła wciąż na tem samem miejscu zapatrzona uparcie w ów sprzęt. „Czego ona tu szuka?“ — myślał ksiądz. Nagle przyszło mu do głowy, czy nie znajduje się coś pod papierem, którym wyłożone były te szuflady. Podjął tedy papier w pierwszej szufladzie, — nie znalazł nic. Przeszukuje w ten sposób drugą i trzecią, — również nic. Wreszcie pod papierem ostatniej szuflady znajduje list. „Czy to cię niepokoiło?” — pyta. Widmo kobiety zwraca się nagle ku niemu, — nie odrywając od listu zaniepokojonego spojrzenia. „Czy mogę spalić to za ciebie?” — pyta. Skłoniła głowę. „Spalę to z samego rana w świątyni. I nikt, — obiecywał, — nie przeczyta tego listu, prócz mnie”. Postać uśmiechnęła się i znikła.
Świtać już zaczęło, gdy kapłan zeszedł na dół do rodziny, oczekującej go z niepokojem. „Nie obawiajcie się, — rzekł, — już się ona tu nie ukaże więcej“. — Jakoż nie zjawiła się już nigdy.
List został spalony. Był to list miłosny z czasów edukacji O-Sony w Kyoto. Lecz kapłan jedynie znał jego treść, a tajemnica ta zmarła wraz z nim.